Sesje Warhammer online.
Nie jesteś zalogowany na forum.
Akt I: Gościniec
Ostermark. Jesień, Brauzeit (Czas Warzenia), Dzień 17.
Po całym Imperium krazy wiesc o wielkim turnieju, ktory ma rozegrac sie w pierwszych dniach Kaldezeit, czyli kalendarzowej zimy. Gospodarzem zawodow ma byc miasto Krugenheim, znajdujace sie na terenie prowincji Talabekland, nieopodal rzeki Stir, stanowiacej granicę pomiędzy Talabeklandem, a Stirlandem. Jako stosunkowo młody gladiator, z doświadczeniem w toczeniu walk na arenie, Ulrich postanawia opuscic rodzinny fort oraz lokalna arene, na ktorej stawial pierwsze kroki jako wojownik i wyruszyl w podroz ku Krugenheim, po sławę i bogactwo. Wybral najbardziej optymalna trase, ktora wiodla przez gosciniec, wzdloz rzeki Stir.
Pierwszy dzien podrozy przebiegl spokojnie, a gdy zaczal zapadac zmrok, Ulrich podjal decyzje o zatrzymaniu sie w przydroznej karczmie, gdyz nikt o zdrowych zmyslach nie podrozej noca po szlakach Imperium, nawet tych najbezpieczniejszych, w obawie przed rozbojnikami i najrozniejszymi, przerazajacymi stworami, ktorymi starsze kobiety strasza swoje wnuki. Gospoda jest niewielka, lecz dobywajacy sie ze srodka gwar wskazuje na duza ilosc gosci. Tuz obok gospody znajduje sie niewielka stajnia, w ktorej podrozni pozostawili swoje konie pod straza stajennego. Dookola panuje glucha cisza, widac jednie gosciniec i otaczajacy go ciemny, gesty las.
Offline
*Droga przebiega calkiem sprawnie. Przy dobrych wiatrach jutro stane na Arenie w Krugenheim.
Ciekawi mnie czy sposrod tamtejszych wojownikow znajdzie sie jakis, ktory bedzie w stanie mi zagrozic.
Lepiej nie popadac w samozachwyt, ale mysle, ze bedzie dobrze.
Nadal mam troche kasy... ta speluna wyglada nie najgorzej. Mysle, ze zasluzylem na jakies piwko,
jestem w trasie juz od kilku godzin... a co mi tam.*
Podszedlem do drzwi tawerny, katem oka zauwazajac stajnie.
*A moze by tak...*
Skrecilem na piecie, podchodzac do stodoly pelnej wierzchowcow, poklepujac jednego po grzbiecie.
Rozgladam sie za czyms, co moglbym uznac za przydatne.
Ostatnio edytowany przez DAXEY (2018-01-14 15:29:04)
Offline
- Hejże! Trzymaj się z dala od tych koni! - zawołał niespodziewanie stajenny podchodząc do Ciebie.
Był to młody chłopak, niewiele starszy od Ciebie, ubrany w obdarte szaty i starą, połataną czapkę.
W rękach dzierżył widły, a nieprzyjemny zapach potu i gnoju, który wokół siebie rozsiewał był wyraźnie wyczuwalny pomimo charakterystycznej woni stajni. Przez chwilę, w której się rozglądałeś nie zdołałeś zauważyć niczego co mogłoby Ci się przydać. Zawartość stajni była dość standardowa - kilka boksów dla koni, parę kupek siana oraz poidło wypełnione wodą.
- Nu! Wynocha! - warknął potrząsając nerwowo widłami.
Offline
Pokrecilem glowa z dezaprobata, westchnalem i odrzeklem:
- W porzadku, w porzadku...
Zwrocilem sie w kierunku drzwi do tawerny, po czym pewnie wszedlem do srodka.
*Moze byc ciekawie...*
Offline
Pierwsze co rzuciło Ci się w oczy po wejściu do środka to długa, drewniana lada, przy której stał mały tłum podróżnych, próbujących dopchać się po napitek lub jadło. Za barem w pocie czoła uwijał się opasły, czerwony na twarzy karczmarz, strzygąc ze złości swoim okazałym wąsem. Sala pełna była gości z najróżniejszych środowisk, którzy obsadzili praktycznie wszystkie dostępne stoliki i ławy. Mogłeś dostrzec kilku kupców, którzy siedzieli w towarzystwie najemników, prostych chłopów sączących powoli piwo po ciężkim dniu pracy, cwaniaków próbujących namówić naiwnych podróżnych na partyjkę kości lub kart, najróżniejszych, mniej lub bardziej podejrzanych osobników siedzących w samotności oraz kuglarza, który wdrapawszy się na jeden ze stolików, tańczył wesoło brzdąkając jakąś melodię na gitarze, ku uciesze otaczające go gawiedzi. Było tu dosyć duszno i parnie, a w powietrzu unosił się zapach potu, jedzenia oraz alkoholu.
Offline
Lekko odrzucony przez nawal i mieszanke zapachow, odchrzaknalem.
*Kiedy ja ostatni raz bylem w karczmie? Na Bogow.
Probujac przepchnac sie ostroznie przez tlum do lady (zakladajac, ze mi sie to udalo), zwrocilem sie w kierunku Karczmarza.
- Karczmarzu, jedno, duze piwo prosze. Najlepiej z gesta, obfita pianka.
Katem oka spojrzalem i zmierzylem w milczeniu ludzi wokol mnie.
Dostrzegawszy cwaniaczkow od hazardu, usmiechnalem sie delikatnie.
*Karty, kosci i tak dalej. Piekna sprawa, chociaz latwo poplynac, obym nie przesadzil z alkoholem, bo odbije sie to na mojej kieszeni..*
_________________________________________________
Łatwy rzut na Krzepę - 18 (test udany)
Offline
Udało Ci się łokciami wywalczyć sobie drogę do baru, ku niezadowoleniu kilku szturchniętych gości.
Na szczęście, żaden z nich nie miał najwyraźniej ochoty na awanturę, lecz naraziłeś się na kilka krzywych spojrzeń i agresywnych pomruków.
- Piwo, piwo... już, już... - mruknął karczmarz w amoku pracy, ledwo na Ciebie zerkając.
Złapał za czysty (przynajmniej w jego opinii) kufel i szybko napełnił go zimnym piwem z jednej z beczek. Z dużą siłą postawił go na ladzie, tak że zawartość o mało się nie rozlała i rzekł:
- Jeden pens się należy. Byle szybko, bo zaraz dojdzie tu do mordobicia. - spojrzał niespokojnie na tłum dookoła.
Offline
- Wreszcie! Kufel zimnego piwska, ahhhhhhh!
Zlapalem z usmiechem za kufel i wykonalem kilka dosc duzych lykow.
Wytarlem piane po piwie z okolic ust.
- Jeden pens, he?
Siegnalem do kieszeni, wyciagnalem jedna zlota korone i wreczylem ja karczmarzowi.
- Tylko nie zapomnij o reszcie, dobra? - rzucilem nieco sciszonym tonem, gladzac kufel kciukiem.
Offline
Karczmarz chwycił łapczywie zapłatę, schował ją do sakwy, po czym wyciągnął garść srebrnych oraz brązowych monet i po chwili liczenia oraz niezadowolonych pomruków (Grubij już ni miał, ehh..), wręczył Ci je, po czym wrócił do swojej pracy.
- Hej kolego! - usłyszałeś za sobą głos i poczułeś czyjąś dłoń na ramieniu - Wyglądasz mi na kogoś kto umie się dobrze bawić! Co powiesz na partyjkę w kości?
Odwróciwszy się zobaczyłeś drobnego człowieczka z kilkudniowym zarostem i schludnie przystrzyżonym wąsikiem.
Był ubrany w zadbane, aczkolwiek niezbyt wysokiej jakości szaty. Jego twarz przyozdabiał szarmancki uśmiech, lecz szare oczy pozostały czujne i zimne jak stal.
Offline
Pochwycilem monety i schowalem je z powrotem do sakwy.
Zlapalem za kufel i obrocilem sie w kierunku faceta.
- Kosci? Mozna sprobowac... jaka stawka? - odrzeklem calkiem pewny siebie.
Pochlonalem kolejny lyk zimnego piwa.
*Ten frajer wyglada nieszkodliwie, a pare miedziakow zawsze sie przyda.*
Offline
Mężczyzna wyraźnie ucieszył się z Twojej chęci do gry, po czym zaprowadził Cię do swojego stolika znajdującego się nieco w głębi sali. Usiadł, po czym wskazawszy Ci krzesło naprzeciwko wyciągnął dwie, drewniane kostki, na których można było wyrzucić od jednego do sześciu oczek.
- Zasady są proste. Rzucasz dwoma kostkami na raz. Wygrywa wyższy wynik. W przypadku remisu podwajamy stawkę i rzucamy jeszcze raz. Gość ma pierwszeństwo. - przesunął kości w Twoją stronę, a następnie dobył z sakwy srebrnego szylinga i położył go na środku stołu. Spojrzał na Ciebie, najwyraźniej oczekując, że zrobisz to samo.
Offline
*Ha, bulka z maslem.*
Dopilem piwo i odstawilem kufel, po czym udalem sie z facetem do jego stolika. Zajalem swoje miejsce.
- Ahhhh.
Spojrzalem na faceta, biorac kosci do reki, z sakwy druga reka rowniez wystawilem srebrnego szylinga i kciukiem wrzucilem go na stol.
- Dobra, rzucam!
Wstrzasnalem koscmi w dloni i rzucilem je na stol.
______________________________
Rzut pierwszy: 3
Rzut drugi: 2
Ostatnio edytowany przez DAXEY (2018-01-14 16:42:49)
Offline
Mężczyzna pokiwał z uśmiechem głową widząc Twój wynik, po czym bez słowa chwycił za kostki i wykonał rzut. Na jednej z kości wylosował sześć oczek, natomiast na drugiej jedno.
- Oh, miałeś niefart. Wygrałem. - powiedział z udawanym smutkiem i szybko zagarnął oba szylingi ze stołu - Co powiesz na rewanż? - uśmiechnął się lekko.
_______________________________
Rzut pierwszy: 6
Rzut drugi: 1
Offline
Warknalem pod nosem.
Wyciagnalem dwa srebrniki i rzucilem je na stol.
- Jeszcze raz. Tym razem podwajamy stawke. Wchodzisz? - rzucilem, patrzac w oczy cwaniaczka.
Zlapalem nieco podenerwowany za kosci.
Offline
- Pewnie. - rzekł człowieczek, kładąc dwa srebrne szylingi, które chwilę temu wygrał tuż obok Twoich. Umieścił łokcie na stole i podparł dłońmi brodę przyglądając się uważnie Twojemu rzutowi.
Offline
*Tym razem to mi sie pofarci!*
Nie spuszczajac faceta z oczu, wstrzasnalem koscmi dluzej niz przy pierwszym ruchu i wyrzucilem je na stol.
____________________
Rzut pierwszy: 4
Rzut drugi: 2
Offline
Facet po ujrzeniu Twojego wyniku, również chwycił kości i po chwili wstrząsania rzucił je na stół.
Wyrzucił dwa, a następnie trzy oczka.
- Oh, znowu mi się poszczęściło! - rzekł uśmiechając się smutno i zgarnął szylingi ze stołu przyglądając Ci się badawczo.
_________________________________
Rzut pierwszy: 2
Rzut drugi: 3
Offline
- Pierdole to! - rzucilem agresywnie po czym wstalem od stolu, odszedlem kilka krokow od stolika cwaniaczka, po czym zaczalem rozgladac sie po karczmie za czyms/za kims, co mogloby mnie zainteresowac. Gdybym nie zauwazyl niczego szczegolnego, zwyczajnie przechodze w kierunku lady.
*Pieprzony kanciarz. Jeszcze chwila i puszcza mnie stad z torbami. Musze poszukac pokoju na wynajem i przenocowac.*
Offline
Hazardzistę wyraźnie rozbawiła Twoja reakcja i widać było, iż z trudem opanował śmiech. Nie odpowiedział jednak ani słowa.
Gdy wstałeś zdenerwowany od stolika i dotarłeś mniej więcej na środek sali, dostrzegłeś kupca ubranego w bogate szaty oraz pelerynę, który siedział w towarzystwie umięśnionego oprycha wyposażonego w średnią zbroję oraz dwuręczny topór.
Na stole stały dwa kufle piwa i talerz ze smakowicie wyglądającą dziczyzną. Mężczyzna uniósł rękę w Twoim kierunku i wskazał Ci gestem byś podszedł bliżej.
Offline
Oblizalem sie na widok dziczyzny i bardzo mozliwe, ze odrobina sliny pocieklo mi z ust.
Szybko jednak sie opanowalem, dostrzegajac kupca przywoujacego mnie do swojego stolika.
*Zadnego hazardu, zadnego hazardu, zadnego hazardu* - powtarzalem w glowie.
Podszedlem do stolika.
- Cze... czego chcesz?
Katem oka patrzylem na smakowita pieczen.
Offline
- Witaj, wędrowcze. Jestem Johann Krauze. Podróżuję w interesach do Altdorfu i właśnie spotkał mnie nieszczęśliwy zbieg okoliczności, w wyniku którego straciłem jednego ze swoich ludzi. Sam rozumiesz... czasy ciężkie, szlaki niebezpieczne, nigdzie nie można się ruszyć bez porządnej ochrony i dobrze naostrzonej stali. Wyglądasz mi na kogoś, kto w życiu widział już nie jedno i potrafi sobie radzić. Może zechcesz się do nas przyłączyć? Oczywiście, za odpowiednią zapłatą. - powiedział aksamitnym głosem mężczyzna przyglądając Ci się z poważną, lekko wyniosłą miną. Zauważyłeś, że pod szatami skrywał spory brzuch oraz wypełnioną po brzegi sakwę.
Towarzyszący mu mężczyzna, tylko obrzucił Cię spojrzeniem i parsknął cicho, pociągając solidny łyk piwa. Na jego policzku widniała długa blizna, najprawdopodobniej zrobiona ostrzem lub pazurem jakiegoś zwierzaka. Wyglądał na jakieś 35 lat, a jego mina zdawał się wręcz mówić "Tylko spróbuj mi podskoczyć!".
Offline
Uwaznie wsluchiwalem sie w slowa kupca, starajac sie zrozumiec wszystko, o czym do mnie mowi.
*Robota, co? Jestem stworzony do walki, arena, najemnik. Bez znaczenia. Gosc na pewno ma sporo kasy w zanadrzu.*
- Hmmmm... brzmi ciekawie, ale co konkretnie oferujesz? Mam Panicza eskortowac jednorazowo czy chodzi o bardziej dlugoterminowa prace? Co konkretnie bylby mi w stanie Panicz zaoferowac?
*Sam nie wiem.. moim docelowym miejscem miala byc arena w Krugenheim.*
Zignorowalem ochroniarza kupca, spuszczajac poslusznie wzrok.
- Dodatkowo... ta pieczen... czy odsprzeda mi Panicz kawalek? - powiedzialem, ponownie oblizujac sie i zerkajac na danie.
Offline
- Proszę, usiądź i się poczęstuj. My się już najedliśmy. - rzekł wskazując Ci krzesło - Proponuję Ci jednorazowe zlecenie. Jeżeli się spiszesz, to nie wykluczam dalszej współpracy, lecz niczego obiecać nie mogę. Płacę 10 srebrnych szylingów dziennie. Wchodzisz w to?
Offline
Usiadlem na przeciwko, spojrzalem na kupca i po chwili namyslu odrzeklem:
- Swietnie, szefie. Wchodze w to.
Chwile pozniej z glupkowatym usmiechem zlapalem za sztucce i nalozylem sobie kawalek pieczeni na talerz. Ze smakiem zaczalem konsumowac potrawe, pomlaskujac przy tym dosc glosno.
- Pyszne! Dzieki Ci Paniczu! - rzucilem niechlujnie, ze wzgledu na zapchane jedzeniem usta.
Offline
Johann uśmiechnął się lekko.
- Doskonale. Wyruszamy jutro o świcie. Mam wynajętą dwupokojową izbę na górze, z której możecie skorzystać lub możecie spać gdzie Wam się podoba. Bylebyście byli jutro trzeźwi. - rzekł, po czym dopiwszy swoje piwo, wstał i udał się na piętro po schodach znajdujących się nieopodal baru.
Po kilku sekundach ochroniarz, który siedział z kupcem uczynił to samo i również zniknął na piętrze.
Offline